sobota, 28 czerwca 2014

Jak opanować swędzenie skalpu

Kolejny wpis dotyczący głowy, co ja poradzę, że jestem włosomaniaczką ;)
Jak już wcześniej wspominałam w postach Niedziela dla włosów od jakiegoś czasu swędział mnie skalp. Nie było to może jakieś wyjątkowo uporczywe pieczenie, ale było, a to dla mnie nowość, bo takich problemów nigdy nie miałam. 
Podeszłam więc do sprawy poważnie, analizując co, jak i dlaczego. Trochę czasu zajęło mi całkowite pozbycie się problemu, muszę też uważać, by czasem znowu się nie pojawił, doszłam bowiem do wniosku, że winne jest przesuszenie skóry głowy.
Po bliższych oględzinach nic się nie łuszczyło, nie miałam łupieżu ani krostek. Za to wiem, przyznaję, że do pielęgnacji skóry głowy nie przykładałam aż takiej wagi jak do włosów. Rzadko ją odżywiałam, za to stosowałam wcierki, często z alkoholem, a od czasu do czasu olej ziołowy.
Całe szczęście, ze był to tylko przesusz, gdyż jego jest stosunkowo łatwo opanować - z pewnością łatwiej niż chociażby grzybki :/

niedziela, 22 czerwca 2014

Niedziela dla włosów - skrobia w roli głównej

W poprzednim tygodniu wpisu nie było, gdyż i czasu brak, i włosy wyjściowe nie były - skupiłam się głównie na nawilżaniu skalpu siemieniem lnianym, długość więc ciut ucierpiała nie będąc dostatecznie dociążona i rozpieszczona. Dzisiaj nadrobiłam zeszłotygodniowe niedociągnięcia i zainspirowana działaniami koleżanki postawiłam na skrobię.
Skrobia ma wygładzać i nabłyszczać, a także znacząco zagęścić maskę, wybrałam więc dla jej towarzystwa produkty jak dla mnie za lekkie i solo niezbyt efektywne.
Ale od początku - na noc nałożyłam na długość żel hialuronowy zmieszany z mleczkiem winogronowym, a na to olej awokado. W skalp wtarłam CerkoGel(nadal czasami coś mnie zaswędzi, nawilżam więc skórę), włosy w koczek i do łóżka.

Rano przed myciem zrobiłam sobie wcierkę z octu jabłkowego i dopiero po tym umyłam włosy jak i skalp. Użyłam odżywki rumiankowej Farmony, o niezłym, nawilżającym składzie.
Następnie zmieszałam ze sobą odżywki: rumiankową Garniera, balsam kwiatowy Babuszki Agafii i jedną z masek z serii Bania Agafii:
Wszystkie trzy charakteryzują się dobrymi składami, ale są dla mnie za lekkie i za mało odżywcze w pojedynkę.
Dodałam też trochę kokosowej odżywki Organix dla lepszego dociążenia.
Po zmieszaniu wszystkiego ze skrobią uzyskałam fajną, gęstą maskę o lekkim zapachu kwiatów:
Nałożyłam jej nie żałując sobie; świetnie trzymała się włosów, nie wykazując ochoty do emigracji ;)
Po jakiś 30 minutach spłukałam ją letnią wodą. Po wysuszeniu, z serum na końcówkach włoski prezentują się tak:
Są gładkie, miękkie i miłe w dotyku, ujarzmione(chociaż końcówki mogłyby być jeszcze bardziej dociążone). Bardzo ładnie też pachną, zmieszany, delikatny aromat odżywek utrzymał się na nich nawet teraz, po paru godzinach od zastosowania maski :)

sobota, 21 czerwca 2014

Ulubiona maska - Seri

Sesja zbliża się nieuchronnie, ale to okres przed nią jest najgorszy, bo jest najwięcej do zrobienia - oddawanie projektów, zaliczanie laboratoriów, zerówki z każdego niemal przedmiotu... Z tego powodu ostatnio prawie mnie nie ma, nie mam czasu ani weny - ale trochę żal mi tak nie pisać prawie nic, dlatego dzisiaj zjawiam się z prostą recenzją maski, która podbiła moje serce i jest w tej chwili moją ulubioną.
Mowa o Seri Natural Line - miód i migdały.
Maskę dorwałam w Naturze zachęcona jej pozytywnymi opiniami i składem. Kosztowała około 18 zł, co i tak nie stanowi wiele patrząc na pojemność(1 litr!) i szatańską wręcz wydajność - za każdym razem kiedy nabieram porcję maski mam wrażenie, że jej wcale nie ubywa!
Warto wspomnieć o konsystencji - jest zabawna, taka trochę woskowa, gęsta, ale dobrze się ją nakłada - i nie spływa z włosów, tylko siedzi na nich. Za to plus, jeden z wielu zresztą. Zapach jest przyjemny, słodki, ni to miód, ni to coś innego.
Od początku spodobał mi się skład. Chociaż tytułowe miód i ekstrakt z migdałów nie sa na pierwszym miejscu, generalnie składniki prezentują się fajnie - gliceryna, ów miód, soki owocowe, dalej gdzieś tam nawet panthenol.
Na pierwszy rzut oka można spodziewać się niezłego nawilżenia i blasku, bo soki owocowe mają generalnie takie działanie.
A jak jest w rzeczywistości?
Maskę stosuję po myciu, trzymam ją na włosach samą lub wzbogaconą od 10 do czasem 40 minut.
Za każdym razem efekty niezmiernie mnie zachwycają - niezależnie od tego co zrobię z włosami wcześniej, maska sprawia, że są wygładzone, błyszczące, miękkie i takie jak najbardziej lubię - dociążone. Dociążenie jest różne w zależności od czasu trzymania i ewentualnych dodatków(najczęściej kropla olejku lub gliceryny), ale jest. Kłaczki są mięsiste i tak miłe w dotyku, że ciągle chcę je głaskać i dotykać. Nawilżenie jest, blask jest - naprawdę, maska spełnia swoją rolę i pokładane w niej nadzieje i oczekiwania bardzo dobrze. 
Zdecydowanie jest to moja ulubiona maska ;)

piątek, 13 czerwca 2014

Sylveco w służbie włosów

...czyli moja opinia na temat balsamu myjącego i szamponu polskiej firmy, którą już kilkukrotnie chwaliłam. I pochwalę także tym razem :)
Produkty do włosów są stosunkowo nowe w ofercie Sylveco, a ja testuję je od jakiegoś czasu, od kiedy wygrałam je u Lili. Bardzo szybko wyrobiłam sobie o nich zdanie, ale chciałam poczekać i zobaczyć, jak sprawdzą się przy dłuższym używaniu.
Myjadła do włosów są dwa - odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany i balsam myjący do włosów z betuliną. Różnią się od siebie zapachem, składem i właściwościami, jeden jest w moim odczuciu ciut lepszy, ale oba bardzo polubiłam.
Zacznę może od tego, co cechuje i wyróżnia oba produkty, mianowicie śliczna szata graficzna, która jest jednocześnie nowoczesna jak i swojska, retro, oraz bogate, przyjazne i naturalne składy.
Bardzo podoba mi się też polityka firmy, która na etykietach oprócz składu podaje ciekawe informacje na temat składników. W połączeniu z wyglądem i najważniejsze, działaniem daje to świetne produkty - wprost ubóstwiam Sylveco, chyba już zdążyliście to zauważyć ;)
Na pierwszy ogień pójdzie szampon, z którym przyznam od razu, bardzo się polubiłam. Dobrze myje, ale jest łagodny i bez obawy stosuję go na włosy także na długości. Zapewnienia widoczne na opakowaniu spełnia - nie mam wglądu w strukturę włosa, ale po jego użyciu kosmyki są miękkie, gładkie i nawilżone nawet bez jakiejś specjalnej pielęgnacji przed i po.
Nie plącze, nie podrażnia skóry głowy, producent zapewnia, że jest hipoalergiczny.
Skład ma bardzo przyjemny:
Jak widać łagodne detergenty i dobre, naturalne składniki - miód, panthenol, tytułowe proteiny owsa i pszenicy.
Szampon jest przezroczysty, o lekko żelowej, lejącej formule. Pachnie przyjemnie; wg producenta jest to won olejku z trawy cytrynowej który widnieje w składzie. Dobrze się pieni, nie tak, jak szampony z sls, ale wystarczająco by lubiące pianę osoby były usatysfakcjonowane.
Drugim produktem do włosów jest balsam myjący, który mniej mi przypadł do gustu, z kilku powodów. Nadal jednak używam go z przyjemnością ;)
Balsam myje, może w ciut mniejszym stopniu niż szampon, ale radzi sobie nawet z olejami. Do tego rzeczywiście nawilża zarówno włosy, jak i skalp, co jest bardzo przyjemne i pożądane. Włosy po nim są miłe w dotyku, chociaż ja lubię użyć jeszcze wygładzającej odżywki po, gdyż mam wrażenie że odrobinkę je plącze(albo nie wygładza bardzo mocno).
Skład również przypadł mi do gustu:
Znowu miłe oku i skórze oraz włosom składniki :) Zwłaszcza podoba m się dodatek masła shea i oleju jojoba, no i tytułowej betuliny.
Balsam ma kolor mleczny, biało-przejrzysty. Jest baaardzo rzadki, lejący się i trudniej go spienić niż szampon, używam więc większej niż szamponu ilości. Zapach ma mniej ładny niż jego kolega; pachnie, zgodnie z informacją na opakowaniu, olejkiem rozmarynowym. Jest to lekki, charakterystyczny zapach. Nie drażni, ale średnio mi odpowiada. Na szczęście woń nie jest silna i nie zostaje na włosach.
Jak widać ze względu na pienienie się, zapach i wygładzenie po myciu szampon wydaje mi się lepszy, jednak oba kosmetyki są zdecydowanie warte polecenia i zakupu - sama natura i dobroć. Cieszę się że je mam i z przyjemnością po nie sięgam :)

niedziela, 8 czerwca 2014

Niedziela dla włosów: oczyszczanie i włosowa piramida

Dzisiejsza niedziela dla włosów jest chyba zdecydowanie najskromniejszą - ostatnio mam taki nawał obowiązków, że na wszystko brakuje mi czasu. W związku z tym postanowiłam nie wydziwiać za bardzo i nie kombinować.
W dodatku ostatnio kilka razy zaswędział mnie skalp - rzecz u mnie niesłychana. Postanowiłam więc troszkę temu zaradzić(w myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć.)
Przede wszystkim stwierdziłam, że dawno nie robiłam mocnego oczyszczania, więc dzisiaj nadszedł jego dzień. W tym celu na noc nie nakładałam nic na włosy robiąc im lekki detoks, po czym rano umyłam szamponem Eva Natura rumiankowym.
Co ciekawe, po dwukrotnym umyciu skalpu(włosy myły się w spływającej pianie) kłaczki nadal były gładkie i nie splątane - dowód na to, że są w niezłej kondycji ;)
Potem zgodnie z poradą BlondHairCare wtarłam w skórę głowy czysty ocet jabłkowy i trzymałam jakieś 10-15 minut. W tym czasie na długość nałożyłam keratynową saszetkę Biovaxu.
Dawno już nie używałam protein, byłam też ciekawa jak maska sprawdzi się na moich włosach. W celu dociążenia dodałam dwie krople oleju z pestek moreli.

Po jakiś 15 minutach spłukałam wszystko letnią wodą i dalej standard - odsączenie, suszenie, serum na końcówki.

Skalp na razie nie płacze, a włoski wyglądają tak(ciut rozwiane, ale ciii):
Są lekkie, ale nie aż tak jak np po peelingu skóry głowy. W dotyku są mięciutkie i gładkie. Mam wrażenie, że generalnie lubią się z proteinami, a z kolei oczyszczanie było im też potrzebne :)

Ostatnio zaś Anwen na swoim blogu opublikowała włosową piramidę i zachęca do zrobienia czegoś podobnego. A więc oto jest!
Myślę, że jest dosyć jasna ;)
Dobry wygląd i kondycję niewątpliwie zawdzięczam regularnemu odżywianiu przed i po myciu. Staram się zawsze przed(na noc) nakładać humektanty pod olej, ew. czasami sam olej, a po myciu lubię odżywki bądź lżejsze maski, które wygładzają i nawilżają.

Jak już wspominałam wyżej, moje włosy widocznie lubią proteiny, także staram się im je regularnie dostarczać - raz w tygodniu jest optymalnie. Podobnie jak z cięższymi, mocno odżywczymi maskami(np maska figowa wzbogacona o miód, glicerynę, olej itp).

Włosy farbuję co miesiąc-półtora, zależy jak szybko pokaże się odrost.

Podcinam włosy kiedy tego potrzebują, ale coś czuję że odkąd podcięłam maszynką na prosto być może nie będę musiała tego robić co 2 miesiące(wcześniej mogłabym robić to właściwie co miesiąc, tak szybko się niszczyły).

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Włosowa aktualizacja

Wczorajsza niedziela dla włosów była, ale raczej spokojna. Miałam trochę rzeczy do roboty, nie kombinowałam więc bardziej niż zwykle.
Ot, na noc gliceryna+kwas hialuronowy pod olej awokado, rano na skalp olejek wzmacniający Agafii na pół godzinki, mycie włosów i skalpu balsamem myjącym z betuliną z Sylveco(niedługo recenzja i jego i szamponu ;) i maska. A raczej mieszanka, bo oprócz figowej maski Organic Shop użyłam troszkę kokosowej odżywki Organix, która przyleciała wraz z wujostwem ze Stanów. Polubiłam ją od pierwszego użycia za efekt wygładzenia i ujarzmienia.
Tak po tych zabiegach prezentują się włosy w czerwcu:
A tak prezentowały się na początku maja:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...